Ostatnie dwa tygodnie upłynęły mi na różnych porządkach. Jak ostatnio tu pisałem, moja córka postanowiła urządzić swoją „osiemnastkę” w domu. Decyzja po długich przepychankach zapadła ponad 2 tygodnie temu i od razu zabrałem się do przygotowywania mieszkania. Dlatego poprzedni mój wpis był dość krótki i właściwie nie zaprezentowałem moich nowych zdobyczy, a tylko o nich napomknąłem. Zaraz po powrocie z giełdy (z dwoma nowymi modelikami) zabrałem się za pakowanie kolejnych modeli z gablotki i witryny do pudełek. Kolekcja jest duża i duże pudełka, w których przechowuję modele zapełniły się już dobrych kilka lat temu. Dużych pudeł (w które wchodzi po kilkadziesiąt modeli) jest 8, do tego są jeszcze 2 mniejsze, ale te też już się zapełniły. Zacząłem więc pakować modele w mniejsze pudełka i upychać je w różnych wolnych miejscach w pawlaczu i szafach. Każdy wyjmowany z nowej gablotki modelik trzeba było najpierw włożyć do oryginalnego opakowania (blistra w przypadku modeli „kultowych” lub gablotki w przypadku „rasowych” modeli kolekcjonerskich), później musiałem znaleźć odpowiednie, płaskie pudełka, w które mieści się kilka sztuk, a następnie znaleźć miejsce na takie pudełko. Dlatego z pakowaniem modeli zeszło się kilka wieczorów.
We wtorek, udało się spakować wszystkie modle z gablotki, do których były oryginalne opakowania. Jednak w gablotce pozostało jeszcze około 20 modeli, które kupiłem bez opakowań. Nie miałem czasu na kombinowanie jak dorobić do nich pudełeczka, ale po prostu spakowałem kilkanaście modeli (głównie „kultowych”) z mojej starej witryny, która już od jakiegoś czasu stoi w bezpiecznym miejscu (w kącie zastawionym kanapą) i postanowiłem pozostałe modeliki z gablotki przestawić do witryny. We środę, kiedy miałem zamiar to zrobić, po powrocie do domu dowiedziałem się, że planowana na ubiegły weekend (14 czerwca) domowa „osiemnastka”, została przez córkę odwołana, z powodu niewystarczającego odzewu zaproszonych gości na Facebooku.
I tak gablotka przestała „pękać w szwach”, ale zaczęła „świecić pustkami”. Niestety pakowanie modelików zmęczyło mnie na tyle, że przez ostatni tydzień nie miałem zdrowia do wyciągania innych modeli z pudeł i przygotowania nowej wystawy. Cała „zadyma z osiemnastką” miała jednak pozytywne skutki: Udało się trochę uporządkować pudełka z modelikami, na co w ciągu ostatnich kilku lat nie miałem czasu, a także pozbyć się jeszcze trochę niepotrzebnych rzeczy z mieszkania.
Na wiosnę posprzątaliśmy balkon, aby przygotować go na lato i przyjęcie rowerów. Na balkonie została tylko dwie skrzynki. Jedna z rupieciami przydatnymi i druga z rupieciami nieprzydatnymi, czyli złom, który uzbierał się po różnych remontach, naprawie samochodu itd.. Od dłuższego czasu miałem zamiar pozbyć się go i odwieźć do skupu. W ramach przygotowań do „osiemnastki” w sobotę, na tydzień przed planowaną imprezą, zniosłem drugą skrzynkę do samochodu i pojechałem do najbliższego skupu, do którego dwa lata temu odwieźliśmy pożyczonym z pracy wózkiem starą kuchenkę gazową. Na miejscu okazało się, że punkt właśnie jest likwidowany i ze skrzynką wróciłem do domu (całe szczęście, że to tylko kilkaset metrów). Skrzynkę woziłem więc kilka dni w samochodzie, bo do położonego nieco dalej skupu, koło praskiego Kirkutu, jakoś po drodze do pracy nie udało mi się wybrać i w końcu do skupu zawiozłem złom w czwartek, kiedy byłem na urlopie. W skupie nikt tego nie oglądał, wszystko razem zostało zważone i za 12 kilogramów zainkasowałem całe 6 złotych, co zważywszy na konieczność przejechania samochodem tam i z powrotem ok. 4 kilometrów, było sprawą zupełnie nieopłacalną. Doszedłem do wniosku, że następnym razem, jeśli będę miał do wyrzucenia metalowe przedmioty takie jak docisk sprzęgła, czajnik z nierdzewnej blachy, czy okucia z metali kolorowych, nie będę ich gromadził, tylko od razu wystawię je pod bramą od zsypu, obok klatki, aby zabrali je sobie „profesjonalni” zbieracze złomu, jakich często spotykam na moim osiedlu w trakcie spacerów z psem bardzo późnym wieczorem czy nocą.
To tyle o przygotowaniach do „osiemnastki”, która się nie odbyła, a teraz o ostatnich moich zdobyczach.
Modelik Forda Taunusa TC3 ukazał się w serii „Kultowe Auta PRLu” jako numer 92 już dobre 2 lata temu (wiosną 2012 roku). Kiedy się ukazał, nie wzbudził mojego zachwytu. Dodatkowo, kolega, z którym wymieniam się informacjami o modelach, skrytykował modelik dość mocno i wręcz zaproponował, że okazyjnie odstąpi mi swój modelik, którego zamierza się pozbyć. Nie szukałem więc modelika, na rynku wtórnym, bo liczyłem na modelik od kolegi. Ponieważ z kolegą widujemy się nader rzadko, czas mijał, a ja jakoś specjalnie nie przypominałem koledze o Taunusie. Po kilku miesiącach lub po roku, kolega zmienił zdanie i uznał, że modelik Taunusa TC3 nie jest najgorszy i zostawi go sobie. Zacząłem więc powoli rozglądać się za modelikiem Taunusa na giełdach i na Allegro, ale sprawa nie okazała się wcale taka prosta i dopiero pod koniec maja udało mi się wylicytować go na Allegro. Aukcję wygrałem choć na modelik było jeszcze 2 chętnych. Cena końcowa wyszła 19 zł, a więc całkiem rozsądna. Licytując specjalnie wybrałem aukcję z lokalizacją w Warszawie, przeszukując Allegro wg odległości 10 km od domu i jeszcze kilku innych lokalizacji (czyli kodów pocztowych).
Następnego dnia, po zakończeniu aukcji zadzwoniłem do sprzedającego i zaproponowałem, że odbiorę modelik osobiście na Kępie Potockiej. Po modelik miałem zamiar pojechać rowerem robiąc sobie całkiem sympatyczną wycieczkę. Niestety w trakcie rozmowy okazało się, że pod adresem przesłanym przez Allegro sprzedający od dawna już nie mieszka, zaś w aukcji nie była zaznaczona opcja „odbiór osobisty”. Trochę się zdenerwowałem, bo gdybym wiedział, że podana w aukcji lokalizacja – Warszawa jest nieaktualna, w ogóle bym go nie licytował. Wysłałem e-mail do serwisu Allegro z prośbą o anulowanie aukcji. Po dwóch dniach otrzymałem taką oto odpowiedź:
Witam.
Panie Pawle – nie mam możliwości technicznych, aby anulować Pana zakup. Jeśli chce Pan odstąpić od umowy, proszę ustalić tę kwestię ze Sprzedającym.
Pozdrawiam,
Z serwisu Allegro korzystam od ponad 10 lat, ale odpowiedź trochę mnie zaskoczyła. Teraz będę uważał i dokładnie sprawdzał każdą aukcję.
W trakcie wymiany korespondencji ze sprzedającym najpierw okazało się, że mieszka on w odległym od Warszawy o ponad 30 km Grodzisku Mazowieckim. Początkowo miałem zamiar poprosić mojego chrześniaka o odebranie modelika, jednak kiedy poprosiłem sprzedającego o dokładny adres okazało się, że modelik można odebrać nie w samym Grodzisku, a w miejscowości odległej o kilka kilometrów od położonego za Grodziskiem Jaktorowa. Całe szczęście, że jej nazwa wydała mi się znajoma. Zadzwoniłem do kolegi z centrali mojej firmy, który od niedawna mieszka w tej miejscowości i który stwierdził, że odbiór modelika nie będzie dla niego problemem.
Decyzja o odbiorze osobistym i nie płaceniu za przesyłkę okazała się słuszna. Kiedy odebrałem modelik od kolegi i rozpakowałem go, okazało się, że ma on pewną dość przykrą wadę: Krzywo wklejone lewe lusterko i jest to najprawdopodobniej modelik „po reklamacyjny”.
Taunus, może niekoniecznie w wersji TC3, a raczej we wcześniejszej wersji TC2, zawsze był samochodem który mi się podobał. Był to w latach 70-tych najbardziej rozpoznawalny i chyba jeden z najbardziej popularnych modeli Forda. Zawsze chciałem mieć jego modelik. Niestety przez długie lata, żadna firma modelarska nie produkowała modelika „kanciastego” Taunusa w skali 1:43. Jakichś 7, czy 8 lat temu na rynku pojawił się modelik Taunusa TC3 w kolorze błękitny metalik. Modelik wyszedł w zapomnianej już dzisiaj serii IXO-Junior i choć na pierwszy rzut oka widać było, że jego wykonanie szczytów kunsztu modelarskiego nie prezentuje, zacząłem na niego polować. Modelik pojawiał się od czasu do czasu na Allegro, jednak zawsze było na niego kilku chętnych i w rozsądnej cenie nie udało mi się go kupić. Dlatego, kiedy w naszej serii „Kultowe Auta PRLu” ukazał się dokładnie ten sam modelik tylko pomalowany na biało, postanowiłem go kupić.
Modelik kupiłem z zamiarem zwaloryzowania go. Od samego początku miałem zamiar pomalować w nim na czarno ramki wokół okien bocznych, czego producent modelika nie zrobił, a co w wypadku Taunusa jest niestety koniecznością, aby modelik przypominał prawdziwy samochód.
Sama operacja jest w przypadku Taunusa dość kłopotliwa do wykonania. Wymaga wymontowania z modelika szyb bocznych, które są przynitowane od wewnątrz do dachu. Ponadto samo malowanie jest wyjątkowo „upierdliwe” bo Taunus ma pomalowane srebrną farba ramki wokół okien bocznych i wnęki okien trzeba pomalować tak, aby tych ramek nie zamalować. Jest to kłopotliwe zwłaszcza na dolnych krawędziach okien. Wnęki malowałem dwukrotnie czarną farbą. Najpierw farbą połyskową, bo ta dobrze przylega do podłoża, a później jeszcze raz farbą matową, aby uzyskać właściwy efekt. Zanim jednak zabrałem się za malowanie musiałem się uporać z krzywo przyklejonym lusterkiem.
Lusterko zostało obsadzone w karoserii tak, jak w większości modeli, na maleńkim milimetrowym bolcu. Zazwyczaj lusterko udaje się „wypchnąć” od środka przy pomocy drutu, naciskając silnie na bolec od wewnątrz karoserii. W przypadku Taunusa sztuczka się jednak nie udała, gdyż bolec został w karoserię najprawdopodobniej wklejony klejem kontaktowym. Takie mocowanie jest dość kłopotliwe do rozłączenia, jednak i na to znajdzie się jakiś sposób. W Taunusie napuściłem w miejsce mocowania lusterka kropelkę spirytusu i chwilę odczekałem. Następnie zacząłem wypychać drutem bolec mocujący od środka i w końcu lusterko wyskoczyło z gniazda, jednak razem z lakierem, do którego było przyklejone, Przy tej operacji odprysk lakieru zahaczył o górną część płata drzwi i ubytek trzeba było wypełnić białą farbą. Po wypchnięciu cała powierzchnia lusterka jaka przyległa do karoserii, wymagała oczyszczenia z lakieru. Po zrobieniu tego, wkleiłem lusterko do karoserii jeszcze raz, ale już we właściwym ustawieniu. To samo zrobiłem z lusterkiem prawym, które co prawda nie było aż tak źle wklejone jak lewe, ale też trzeba było jego ustawienie poprawić.
Doświadczenie z lusterkiem przydało się klika dni później, kiedy postanowiłem poprawić nieco tył modelika. Tym samym sposobem, co lusterka, wypchnąłem z karoserii zamocowane na dość długich i cienkich bolcach lampy tylne. Było to konieczne, gdyż dopiłowania wymagały narożniki tylnych błotników w miejscach przylegania do lamp. Przy okazji okazało się, że lampy tylne nie są wykonane z czerwonego tworzywa, ale malowane. Kropelka spirytusu wpuszczona od środka karoserii w miejsce mocowania zaczęła rozpuszczać czerwoną farbę, a ta zaczęła brudzić białą karoserię. Niestety próba zmycia farby z górnej części lamp się nie powiodła i migacze pomalowałem zwykłą pomarańczową farbą.
Taunus od początku okazał się w pewnym sensie pechowy. Nie tylko problemy z jego odbiorem przyprawiły mnie o ból głowy, ale w trakcie jego waloryzacji zdarzyło się też coś, z czym też się wcześniej nie spotkałem. Kiedy po wyjęciu z opakowania odkręciłem jego podwozie, okazało się, że nie da się go dobrze przykręcić. Śrubki odkręcałem i wkręcałem kilka razy, a podwozie dalej „kiwało się” w karoserii. Zacząłem więc śrubki „dociągać” czyli dokręcać mocniej. Z przodu się to udało, ale z tyłu w trakcie tej operacji w łbie śrubki ukręciło się nacięcie pod śrubokręt krzyżakowy, a podwozie dalej nie było właściwie przykręcone. Przypadek przykry, zwłaszcza, że mimo obcowania z modelami od wielu wielu lat, przytrafił mi się po raz pierwszy. Na początku nie bardzo wiedziałem co zrobić. Próbowałem wpić nieco większy płaski śrubokręt w łeb śrubki przy pomocy młotka, jednak śrubka wykręcić się nie dała. Ale od czego różne narzędzia w moim warsztacie. Po kilku nieudanych próbach wykręcenia śrubki postanowiłem ją z podwozia wyciąć. Wpijałem czubek nowego, szpiczastego nożyka modelarskiego w plastik tuż obok łba. W ten sposób udało mi się w końcu wykonać tyle nacięć, że w którymś momencie udało mi się wyrwać płytkę podwozia z zakleszczonego mocowania. Uszkodzoną śrubkę wykręciłem już potem bez problemu szczypcami i zastąpiłem nową. Odcięty okrągły kawałek plastiku, który znajdował się pod łbem śrubki wkleiłem z powrotem w płytę podwozia.
Już myślałem, że pechowych przygód z Taunusem wystarczy. Ale gdzież tam. Na koniec, już po wszystkich poprawkach okazało się, że zdjęcia, jakie robię zazwyczaj innym modelikom na parapecie okna, na balkonie, w przypadku Taunusa nie udały się i sesję zdjęciową musiałem powtórzyć.
Zupełnie inaczej przedstawia się sprawa drugiego modelika z serii ”Kultowe Auta PRLu”, który ostatnio kupiłem. Od samego początku miałem zamiar go kupić i kupiłem. Rano 14 maja, kiedy się ukazał, pomaszerowałem po prostu do zaprzyjaźnionego „kultowego” kiosku, wybrałem jeden z kilku wystawionych tam modelików i zapłaciłem 27 złotych.
Volvo 343 nie każdemu się zapewne podoba, jednak ja zwróciłem uwagę na ten samochód i zapamiętałem go dobrze jeszcze w okresie studiów. Samochód w PRL nie był może zbyt popularny, ale w Warszawie można go było dość często spotkać. Samochód był o tyle ciekawy, że został zaprojektowany jako DAF, a sprzedawany jako Volvo. Karoseria samochodu pod koniec lat 70-tych była naprawdę nowoczesna i zawsze mi się podobała, zwłaszcza jej część tylna.
Przy modeliku Volvo właściwie nie grzebałem. Jedyną rzeczą, jaką zrobiłem, to wymontowałem reflektory, dopasowałem je nieco lepiej do wnęk w karoserii i osadziłem z powrotem nieco głębiej tak, aby ich chromowane ramki jak najmniej z karoserii wystawały.
Dzisiaj późnym popołudniem wybraliśmy się z żoną na spacer z Powiśla na Agrykolę. W drodze powrotnej przechodziliśmy obok Zamku Ujazdowskiego, gdzie na parkingu z daleka dostrzegłem dawno nie widziane prze ze mnie auto – Forda Taunusa TC3 w stanie praktycznie oryginalnym. Po obejrzeniu oryginału stwierdziłem, że to co tutaj napisałem jest niestety prawdą. Z obydwu prezentowanych tu modeli zdecydowanie lepiej wykonane jest Volvo. Jednak mimo wad i konieczności przeróbek modelik Taunusa też mnie cieszy.
pozdrawiam