W tym roku z powodu zabiegania zupełnie zapomniałem o „urodzinach” mojego bloga. Nie zrobiłem okolicznościowego wpisu, ani nie przytoczyłem statystyk i podziękowań.
Pomimo dwumiesięcznej przerwy w trakcie której niczego nowego na blogu nie opisywałem, zainteresowanie blogiem ze strony czytelników i zwyczajnych „oglądaczy” było zaskakująco duże.
Rok temu wyglądało tak: a kilka dni temu tak:
Dlatego, przy tej szczególnej okazji
PRAGNĘ SERDECZNIE PODZIĘKOWAĆ WSZYSTKIM, KTÓRZY PRZEZ OSTATNIE 4 LATA ODWIEDZILI I WCIĄŻ ODWIEDZAJĄ MOJEGO BLOGA.
W ubiegłym tygodniu trochę „na kolanie” opisałem wakacje i Poloneza. Jednak dopiero dziś zorientowałem się, że modelik, który wylicytowałem na Allegro przed zakupem Poloneza można uznać za ”urodzinowy prezent”, bo wylicytowałem go na trzy dni przed „urodzinami” bloga. I chociaż data zakupu Poloneza jest bliższa dacie „urodzin”, to przecież prezenty na takie okazje kupuje się przed, a nie po, a „zapomniane 4 urodziny” miały miejsce 9 września. Pierwszy kupiony, a właściwie tylko wylicytowany, po blisko dwumiesięcznej przerwie model, to naprawdę szczególny i wspaniały „urodzinowy prezent”.
Volvo 850, podobnie jak VW Golf III i Opel Astra F, miało swoją premierę na salonie samochodowym w Frankfurcie nad Menem w 1991 roku. Zapamiętałem te premierę dobrze, bo firma, w której wówczas w RFN pracowałem zorganizowała nam wycieczkę na salon do Frankfurtu. Łaziliśmy tam cały dzień, oglądaliśmy nowości, ale największe wrażenie zrobiła na mnie właśnie premiera Volvo 850. Była bardzo ciekawa. Na podeście obracało się nowiutkie czerwone Volvo, a obok na stoisku odbywał się co jakiś czas specjalny pokaz. W jego trakcie karoseria drugiego czerwonego auta wędrowała do góry odsłaniając to, co zazwyczaj w samochodzie jest niewidoczne – całe nowo skonstruowane podwozie, czyli zespół napędowy oraz zawieszenie przednie i tylne. Zazwyczaj takie obrazki można zobaczyć tylko na prospektach.
Prezentacja samochodu była dla marki okazją szczególną i dlatego nadano jej bardzo ciekawą oprawę. Volvo 850 nie tylko zastępowało wysłużone i bardzo długo produkowane modele serii 240, będące właściwie rozwinięciem modelu 144 (zaprezentowanego jeszcze w latach 60-tych) ale 850 było też pierwszym dużym autem tej marki, w którym zastosowano napęd przedni (o ile dobrze pamiętam produkowane wówczas największe modele Volvo – serii 740/940 miały jeszcze klasyczny układ napędowy). Na mnie szczególne wrażenie zrobiła konstrukcja tylnego zawieszenia zastosowanego w modelu 850. Zawieszenie było szczegółowo prezentowane i choć wyglądało na pierwszy rzut oka jak zwyczajna belka skrętna stosowana wówczas powszechnie, było jednak zawieszeniem niezależnym, bo składało się z dwóch zachodzących na siebie wahaczy w kształcie litery L i było jakby kompilacją dwóch obciętych z jednej strony belek skrętnych.
Po latach okazało się również, że 850 było w historii marki nie tylko kolejnym nowatorskim autem, ale również ostatnim typowym, „kanciastym” Volvo. Przez niemal 3 dekady symbolem marki były właśnie kanciaste „pudełkowate” nadwozia. Zawsze chciałem mieć w kolekcji kilka modelików „kanciastych” Volvo, a skoro już Volvo, to wiadomo oczywiście kombi, bo właśnie auta w wersji kombi od lat były najbardziej popularnymi samochodami tej marki. Limuzyny były (i chyba są dalej) dodatkiem do podstawowej oferty jaką w Volvo są auta typu kombi.
Kwestia zdobycia odpowiedniego modelika Volvo nie okazała się wcale prosta. Kiedy w 1992 roku, po kilku latach pracy za granicą wróciłem do Polski, w liczącej wówczas ponad 150 modeli kolekcji, były zaledwie 2 modeliki Volvo (240 i 740 kombi). Toteż kiedy w 1999 roku w sklepiku z artykułami piśmiennymi przy placu Szembeka zobaczyłem modelik firmy Hongwell, kupiłem go bez wahania, bo choć nie wyglądał najlepiej nie był drogi (o ile dobrze pamietam kosztował niecałe 10 zł).
Od samego początku zacząłem przerabiać modelik, który był dziwną fuzją modeli 850 i późniejszego V70. (zderzaki miał do 850, a lampy przednie i atrapę od V70) Na kserokopiarce odbiłem w zmniejszonej skali narysowaną na komputerze bardziej kanciastą atrapę i nakleiłem w miejsce drukowanej fabrycznie. Pomalowałem na czarno górną część zderzaków i listwy boczne. Skróciłem też zachodzące na boki migacze i zaślepiłem nieco prowizorycznie powstałe po przeróbce dziury w błotnikach.
Sporo czasu zajęła mi przeróbka ściany tylnej. Zmyłem spirytusem lampy, wytrasowałem ich nową krawędź (w miejscu gdzie łączą się z szybą) i pomalowałem na nowo. Pomalowałem też imitację czarnej folii maskującej, jaką widać zazwyczaj na szybach klejonych do nadwozia. Z efektów nie byłem jednak zadowolony i modelik nie wylądował w miejscu przeznaczenia (czyli odpowiednim pudle), ale stał na najwyższej, „remontowej” półce mojej witryny, gdzie mieści się „parking” modeli, przerabianych, rozgrzebanych, niedokończonych czy aktualnie naprawianych. Od samego początku planowałem jego „grubszą przeróbkę”: Obdarcie z farby, wygładzenie powierzchni, porządne załatanie błotników, korektę kształtu maski, lamp przednich i pasów pod nimi, a także dorobienie nowej ściany tylnej i na koniec pomalowanie modelika na inny kolor n. p. złoto-brązowy metalik.
„Co się odwlecze to (z mojego doświadczenia) jednak uciecze”. Ponieważ planowany zakres przeróbki był naprawdę duży, nie zabrałem się za nią od razu. I tak modelik przestał da półce „remontowej” 11 lat (a teraz nie ma już potrzeby jego przerabiania). Przez te wszystkie lata rozglądałem się również za modelikiem, który nieszczęsne Volvo firmy Hongwell mógłby zastąpić. Na giełdzie pojawiały się modeliki firmy Minichamps, ale były albo drogie (powyżej 80 zł) albo w późniejszej wersji V70, której nie chciałem. Na Allegro i w sklepach internetowych, można było kupić modele 850, ale nie tylko dość drogo, ale na dodatek tylko w wersji sedan, której też nie chciałem. Ponadto odkryłem, że modelik Minichampsa ma też nie najlepiej wykonany przód (lampy przednie nie dość, że w modeliku za prawie 100 zł są wykonane dość prymitywnie, to jeszcze bardziej przypominają starszą wersję 850-tki, a nie tę po faceliftingu, jaką chciałem zastąpić).
Jakieś 3 tygodnie temu, na Allegro pojawił się ładnie i prawidłowo wykonany model 850 kombi i od razu zacząłem jego aukcję obserwować. Modelik wypuściła na rynek (chyba niedawno) specjalizująca się w znacznie większych modelach sterowanych radiem, nieznana mi firma HPI-Racing. Modelik wyglądał bardzo dobrze, ale było na niego kilku chętnych i sądziłem, że skończy się na obserwowaniu. Miałem wątpliwości, czy go kupować, bo sadziłem, że pójdzie dość drogo, a przecież cały czas planowałem przeróbkę starego Hongwella. Kiedy jednak na kilka godzin przed końcem aukcji cena wciąż była całkiem rozsądna pomyślałem, że skoro przez 11 lat nie zabrałem się za przeróbkę Hongwella, to już się za nią nie zabiorę i włączyłem się do aukcji. Na modelik postawiłem niezbyt wygórowaną, ale dość dobrze skalkulowaną kwotę i okazało się, że aukcję wygrałem.
Następnego dnia przelałem pieniądze i czekałem aż modelik dotrze. Dotarł dokładnie tydzień temu już po zakupie Poloneza i wizycie na giełdzie. Kiedy wyjąłem go z pudełka i obejrzałem zadałem sobie pytanie: Czy za rozsądną cenę można kupić modelik rzadszy i lepiej wykonany niż model firmy Minichamps? Okazuje się, że można. Modelik wraz z przesyłką kosztował 73 zł. Jak na tak wspaniały model to naprawdę niedrogo.
Modelikiem, który dotarł do mnie w ubiegły poniedziałek nie zdążyłem się właściwie nacieszyć, bo w niedzielę 12 września byłem na giełdzie, gdzie wydałem niecałe 3 złote. Modelik, za który zapłaciłem, kupiłem na części. Drugi modelik, a właściwie wrak, dostałem za darmo. Nie miał opon, klapy tylnej, miał pękniętą szybę boczną, jest cały porysowany i wymaga przeróbki przodu. Od tygodnia go odbudowuję aby nie stało się tak, jak w opisanym powyżej przypadku. Dorobiłem już opony i klapę, naprawiłem zawieszenie i wstawiłem nową szybę. Drodzy czytelnicy ! Proszę uzbroić się w cierpliwość i wybaczyć mi, że z powodu zwyczajnego braku czasu nie będę w stanie od razu odpowiadać na wasze komentarze.
pozdrawiam